"Niebo rozpędzone jak młyńskie koło"
Łukasz Jarosz Kardonia i Faber,
Biuro Literackie, Wrocław 2015
Niebo rozpędzone jak młyńskie koło.
Kardonia i Faber Łukasza Jarosza wydana przez Biuro Literackie na
samym już wstępie przyciąga okładką, na której widnieje mroczna akwarela
„Syrena” autorstwa ojca poety, Mieczysława Jarosza. Już wtedy w głowie zapaliła
się lampka: w tomie znajdę trudną, twardą poezję – „uważam życie za kamień”(Gaszelnik),
na każdej stronie poczuję oddech śmierci. Puentą z pierwszego wiersza 11
wersów – „wchodzę do namiotu, w ciepłą łupinę powietrza./ Mogę zacząć
pisać.” autor zabiera nas w poetycką podróż. Tam już nie ma ciepła, jest:
chłód, lód, śniegi, „zimny świst bata”, „skrzypiący oddech” (Pieta),
„niebo ma kolor psiego podniebienia”( Wyjście), „Nowy rok piętrzy
się. Napina łuk stalowego nieba”(Pokot), „ Niebo zrzuciło śnieg” (Juwenilia).
Wiersze powstają z obrazów rzeczywistości, z uważności autora – „Wiersz
kruszy się, powstaje z oka” (Krach), „Świat oddala się i trzeba
sprawdzać/ czy jest prawdziwy”(Pokot). Utwory Jarosza powstają również z
tego co przeżyte, co tkwi głęboko i nie daje zapomnieć – „Wiersz kruszy się,
powstaje z pamięci”(Krach). Łukasz kiedyś
powiedział: moja najsmutniejsza. Potwierdzam. Potwierdza to motto z
najsmutniejszej baśni (oprócz Dziewczynki z zapałkami ) Hansa
Christiana Andersena, Mała syrena. Część wierszy wiąże się z
odejściem bliskich osób: dziadka, ciotki, przyjaciela, dziewczyny, znajomych. W
innych zawarty jest strach przed utratą, zaklinanie czasu, zmieniająca się
dojrzałość, dorastanie do ojcostwa i odpowiedzialności za rodzinę. W słuchanie
duszy wpleciona jest oniryczność.
W jednym z najpiękniejszych wierszy Trzech
króli czytamy: „poniżej święte włosy mojej śpiącej córki.
/ Święta ślina cieknąca z jej ust. Święte rozpad, nędza/ przepych i cisza”. Są
to wiersze konfesyjne, egzystencjonalne, pytają o: sens życia i śmierci, istnienie
Boga, szukanie Boga tu i teraz, obok, w nas, w innych.
Autor chciałby wypisać z siebie wszystko, by się uwolnić od słów, nieustających
pytań, wątpliwości – „ Przepisać siebie, wypisać to ze środka./ Zostać poza
tym, jak w izolatce, samotnym/ i z książką, której nie chce się czytać.”(Przypływ)
Niestety, od pisania nie ma
ucieczki, od pisania nie staje się wolnym – „Dużo powiedziałem, lecz nie stałem
się wolny” (Wejście). Wersy – „Takie przydarzyły mi się słowa. Choć
mogłem być/ gdzie indziej, gdzie indziej chciałem was zabrać./ Lecz mój głos
kostniał jak śmierć”(Fale), spinają w klamrę Kardonię i Faber.
Podróż skończona, ale możemy do niej
wrócić, wystarczy zacząć czytanie od nowa – „A teraz spójrz na to z
góry. Jeszcze wyżej”.(Niewidy)
Jeden z wierszy, z tomu Kardonia i
Faber Łukasza Jarosza
Królestwa
Jechałem do domu okrężną drogą,
pociąg stał na moście, w słońcu kwitła
jesień.
Żona zadzwoniła, powiedziała, że zostanę
ojcem.
Potem spisałem tę miłość, przestały mnie
bawić żarty,
że ktoś przewraca się na skórze owocu lub
ruchomej bieżni.
Potem w obcych słowach odkryłem siebie,
oznajmiałem,
że jestem młody, by przestano mi mówić
„pan”.
Potem wróciłem, rozdarłem krzaki, by wyjść
na łąkę,
na której stały topola i zamek.
TRZECH KRÓLI
Huśtawka, przedszkolna
karuzela.
Noc zbyt cicha, by zasnąć. Nagie modrzewie,
nad nimi niebo rozpędzone jak młyńskie koło.
Mielące ciemność, kości zmarłych i żywych.
Noc zbyt cicha, by zasnąć. Nagie modrzewie,
nad nimi niebo rozpędzone jak młyńskie koło.
Mielące ciemność, kości zmarłych i żywych.
Poniżej święte włosy
mojej śpiącej córki.
Święta ślina cieknąca z jej ust. Święte rozpad, nędza,
przepych i cisza. W niej słyszę, jak moja żona
wchodzi po schodach. Chcąc wejść do domu,
kręci kluczem, majstruje przy zamku,
nie wiedząc, że drzwi są otwarte.
Święta ślina cieknąca z jej ust. Święte rozpad, nędza,
przepych i cisza. W niej słyszę, jak moja żona
wchodzi po schodach. Chcąc wejść do domu,
kręci kluczem, majstruje przy zamku,
nie wiedząc, że drzwi są otwarte.
OBECNOŚĆ
Dachówka, gruz
czerwonych cegieł.
Żona mówi: „Zapisz w tym swoim notatniku,
że tylko w szpitalach psychiatrycznych można
spotkać normalnych ludzi. Nie tych, którzy
skrzywdzili, lecz tych, których skrzywdzono”.
Żona mówi: „Zapisz w tym swoim notatniku,
że tylko w szpitalach psychiatrycznych można
spotkać normalnych ludzi. Nie tych, którzy
skrzywdzili, lecz tych, których skrzywdzono”.
Zapisuję, potem kochamy
się;
mój oddech na jej skórze, nasze
złączone ciała w nieogrzanym dziś domu.
Kto nas nazwał dziećmi Bożymi? Kto dał nam
czucie, żywot w dolinie wśród patyków,
gazet, posegregowanych śmieci? Z córką,
która jest naszym twardym mięśniem serca.
mój oddech na jej skórze, nasze
złączone ciała w nieogrzanym dziś domu.
Kto nas nazwał dziećmi Bożymi? Kto dał nam
czucie, żywot w dolinie wśród patyków,
gazet, posegregowanych śmieci? Z córką,
która jest naszym twardym mięśniem serca.
Która, gdy rano otwieram
oczy, już stoi nade mną:
„Tato, ty tylko na chwilę zasnąłeś?”
„Nie, na chwilę się obudziłem”.
„Tato, ty tylko na chwilę zasnąłeś?”
„Nie, na chwilę się obudziłem”.
Komentarze
Prześlij komentarz